Jak ziemianie spędzali Boże Narodzenie?

Wigilia była dla ziemian czasem, w którym kultywowano rodzinne tradycje, a także pielęgnowano więzi – zarówno rodzinne jak i narodowe. Postawy te nasiliły się w szczególności po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.
Jak okres świąteczny spędzali polscy ziemianie? Ile z ówczesnych tradycji przetrwało do dziś, a które odeszły w niepamięć? Odpowiedzi na te pytania zebrałam w poniższym artykule napisanym w oparciu o książkę Mai Łozińskiej W ziemiańskim dworze.
Zapraszam do małej podróży w czasie – pełnej ciepła, rodzinności i polskości.
Przygotowania do świąt
Przygotowania do świąt Bożego Narodzenia rozpoczynały się wraz z początkiem adwentu. Mieszkańcy dworów zaczynali pościć, wstrzymywali się od głośnej muzyki czy tańców. Obowiązkowo uczestniczyli też w porannych roratach.
Z powodu silnych śnieżyc i mrozów, dwory były odcięte od świata. Konie miały bardzo często problem z przejazdem przez wysokie zaspy. Podróż była wyczerpująca nawet w czasie, gdy kursowała już kolej.
Na początku grudnia dzieci wraz z pomocą rodziców, niań i guwernantek przygotowywały ozdoby świąteczne. Łańcuchy robiono ze słomek oraz bibułek w różnych kolorach. Wycinano z nich rozmaite kształty: krzyżyki, krążki, gwiazdki oraz figury geometryczne.
Ozdoby wykonywano także z opłatków, które łatwo barwiły się oraz sklejały za pomocą śliny. Budowano z nich tak zwane światy, czyli lekkie konstrukcje zawieszane na końskim włosiu lub lnianych niciach. Ich nazwa nawiązywała do kuli ziemskiej i była symbolem władzy narodzonego Chrystusa. Z papieru wycinano gwiazdy, a szyszki oraz orzechy włoskie malowano złotą farbą. Z wydmuszek jaj robiono ptaszki i aniołki. Na choince wieszano również owoce: figi, jabłka, pierniki, cukierki zawinięte w błyszczące papierki, marcepany, czekolady oraz ciasteczka. Na mieście kupowano bombki, anielskie włosy oraz srebrny proszek, którym posypywano gałęzie.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r., propaganda głosiła, aby nie importować zagranicznych potraw, ozdób choinkowych ani surowców do do przyrządzania potraw świątecznych. Prezydent Mościcki wydał nawet taki nakaz swojemu kucharzowi na Zamku Królewskim w Warszawie.
Opłatki dostarczane były z plebanii do dworu w połowie grudnia. Dzieci lubiły je przypalać lampą naftową, co znacznie podnosiło ich walory smakowe. Choinkę przywożono dzień przed wigilią lub w wigilię. Z gatunków drzew najchętniej wybierano sosny, jodły lub świerki. Najczęściej była stawiana w jadalni lub salonie i musiała sięgać sufitu.
Wigilia na dworze ziemiańskim
Wigilię inaczej nazywano wilią lub kucją. Stół, przy którym miała odbyć się wieczerza stawiano najczęściej w jadalni. W narożnikach pomieszczenia umieszczane były snopki niemłóconego zboża, które dodatkowo przewiązywano sznurkiem. Wierzono, że zapewni to dobre plony w nadchodzącym roku, a także będzie przypominać o stajence na sianie w miejscu narodzin Jezusa. Zwyczaj ten zaczął jednak stopniowo zamierać w ziemiańskich dworach, gdzie zaczęto kłaść siano pod obrusem.
Na stole stawiano najlepszą zastawę porcelanową – jak radziła Karolina Nakwaska, najlepiej, aby była prosta, ze złoconym brzegiem. W bogatszych dworach porcelanę sprowadzano z niemieckich, francuskich i angielskich manufaktur. Od lat 40. XIX w. na popularności zyskały wyroby z Ćmielowa, Wałbrzycha oraz tania porcelana z Czech. Stół dekorowano gałązkami jedliny. Często stawiano też małą szopkę betlejemską czy srebrne kandelabry. Na małym talerzyku kładziono opłatki.
Naczynia potrzebne dla gości mieściły się w kredensie, czyli w pomieszczeniu obok jadalni. Na maszynkach spirytusowych podgrzewano potrawy przynoszone z kuchni, a serwetki odświeżano w specjalnej prasie. Warto wspomnieć, że jeszcze w poł. XIX w. nie było zwyczaju zmieniania sztućców po każdej potrawie.
Stół znajdował się pośrodku jadalni. Musiał być duży, aby pomieścić wszystkich domowników. W XIX w. popularne były nakrycia dla zmarłych oraz nieobecnych. Dodatkowe nakrycie stawiano także dla nieobecnego gościa.
Kolacja wigilijna rozpoczynała się wraz z pojawieniem się pierwszej gwiazdy na niebie. Najpierw dzielono się opłatkiem – ze służbą, a później z pozostałymi domownikami i gośćmi. U szczytu stołu siedziała najstarsza kobieta w rodzinie. Liczba osób przy stole musiała być parzysta – wierzono w przesąd, który głosił, że w przeciwnym razie ktoś z najbliższych nie dożyje następnych świąt. Jeżeli warunek ten był niemożliwy do spełnienia, ustawiano dla poczucia bezpieczeństwa puste nakrycie.
Na stole musiało być 12 potraw. Potrawy były proste i tradycyjne, przygotowane z tego, co przyniesiono z sadu, pola, ogrodu, czy lasu. Na początek podawano zupę w filiżankach – do wyboru były zazwyczaj trzy: zupa grzybowa, barszcz czerwony z uszkami lub słodka zupa migdałowa.
Następnie serwowano ryby: smażonego karpia z chrzanem lub majonezem, lina w galarecie oraz szczupaka z wody z jajkiem na twardo. Kolejnym daniem były gołąbki z kapusty z kaszą gryczaną oraz grzybami, pierogi z grzybami i kapustą, kompot z suszonych śliwek oraz kutia. W dawnej Kongresówce kutię zastępowały kluski z makiem.
Popularny był też szczupak po żydowsku lub karp w szarym sosie, który robiono z zasmażki z mąki, masła i wywaru. Doprawiony był winem, rodzynkami, karmelem, sokiem z cytryny i zagęszczony startym piernikiem. W niektórych dworach nie podawano alkoholu w czasie Wigilii, a wodę w kryształowej karafce.
Choinka stała za zamkniętymi drzwiami salonu. Dzieci nie mogły tam od rana zaglądać. Po kolacji siadano przy choince i śpiewano kolędy wraz z akompaniamentem fortepianu lub skrzypiec. Prezenty, podobnie jak współcześnie, były dla dzieci najbardziej wyczekanym momentem Wigilii. Za Mikołaja przebierał się ktoś z bliskich. Częstym prezentem były książki – zarówno dla młodszych jak i starszych domowników. Dzieci dostawały konie na biegunach, misie, bębenki, klocki, lokomotywy z napędem parowym czy drewniane domki dla lalek z pełnym wyposażeniem. Zawsze pamiętano też o służbie i dzieciach z folwarku.
Po kolacji wigilijnej odbywała się pasterka i msza bożonarodzeniowa, na którą przybywano pieszo lub saniami. Ziemianie siadali blisko ołtarza w tzw. ławkach kolatorskich. W kościele czuć było zapach kadzidła i wódki, którą się rozgrzewano.
Boże Narodzenie
Pierwszego dnia Świąt kończył się post, a dzień rozpoczynał się uroczystym i obfitym śniadaniem. Przed południem odbywała się Suma, a po południu Nieszpory. Dzień ten upływał w atmosferze refleksji.
W drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia mieszkańcy dworów organizowali zabawy i kuligi, które nazywano szlichtadami. Staropolskim zwyczajem podczas kuligów objeżdżano bez zapowiedzi okoliczne dwory, plądrując spiżarnie i piwnice z trunkami. W XIX w. stały się one bardziej kulturalne i w dobrym tonie było wcześniejsze umówienie się na wizytę.
Z uwagi na kapryśną, zimową pogodę, goście, którzy przybywali do dworów na święta, byli nieraz zmuszeni pozostać dłużej. Gospodarze dworów byli więc przygotowani na taką ewentualność: mieli schowaną pościel, kołdry, piernaty i materace.
Od dworu swoją wędrówkę po wsi rozpoczynali kolędnicy, ubrani w białe szaty. Trzymali charakterystyczną, papierową gwiazdę z papieru. Pierwszego dnia przychodziły Herody. Wśród nich był diabeł, który straszył dzieci, głośno tupał i trzymał w jednej ręce widły. Twarz miał pomalowaną na czarno. Kolędnicy z szopką oraz żywymi zwierzętami lub maszkarami zwierzęcymi (bocianem, turoniem, kozą) chodzili po dworach do Trzech Króli.
Artykuł powstał na podstawie książki
