Dzień św. Huberta – jak ziemianie rozpoczynali sezon polowań

źródło: NAC.PL
Zgodnie z obowiązującą tradycją w całej Europie, sezon łowiecki rozpoczynał się 3 listopada, czyli w Dzień św. Huberta – patrona myśliwych. Dla ziemian był to czas spotkań i wielu atrakcji, które nieraz były ważniejsze od samego polowania.
Hubertowskie początki
Kult św. Huberta przywędrował do Polski wraz z królem Augustem II Mocnym.
Dla ziemian był to nie tylko sygnał, że czas ruszyć w knieje, ale i okazja do towarzyskiego spotkania. Przygotowania do polowania zaczynały się na długo przed 3 listopada.
Kilka tygodni wcześniej wyznaczano teren łowów, wybierano ludzi – naganiaczy, dziesiętników i skrzydłowych, którzy mieli rozprowadzać nagonkę. W lasach ustawiano płotki, oznaczano stanowiska numerami, a w stajniach i wozowniach szykowano bryczki dla myśliwych i fornalki do zwożenia upolowanej zwierzyny. Kobiety po zakończeniu łowów zajmowały się jej oczyszczaniem z krwi i czesaniem futer.
Polowania były wydarzeniem towarzyskim z prawdziwego zdarzenia – okazją do spotkań z rodziną, przyjaciółmi, do tańców, gry w brydża, a nierzadko i do hucznej zabawy do białego rana. Zaproszenia rozsyłano już pod koniec sierpnia, bowiem najlepsi myśliwi mieli kalendarze wypełnione po brzegi z dużym wyprzedzeniem. Goście otrzymywali karty z programem, regulaminem i zasadami bezpieczeństwa. Choć polowanie było domeną mężczyzn, chętnie uczestniczyły w nim także kobiety i młodzież. Hrabina Helena Mycielska z Bonikowa w 1904 r. upolowała 221 zajęcy, 27 bażantów i 2 sarny.

źródło: nac.pl
Dla młodych chłopców pierwszy upolowany zwierz był niemal rytuałem przejścia – ojciec malował im wtedy na czole farbą krzyż św. Huberta, symboliczne błogosławieństwo na dalsze łowieckie przygody. Zapraszano rodzinę, przyjaciół, sąsiadów z okolicznych majątków. Goście przyjeżdżali już dzień wcześniej, aby rankiem ruszyć na słynny bieg św. Huberta, czyli pościg za „lisem”.
Bieg za lisem
Nie był to jednak prawdziwy lis – zwierzę naśladował jeden z jeźdźców, tzw. master, który uciekał przed resztą uczestników. Początek biegu sygnalizowała trąbka.
Zwycięzca, który „złapał lisa”, wracał dumnie na czele kawalkady i orkiestry. Potem przychodził czas na nagrody, bigos i wieczorny bal, na który ubierano się w eleganckie stroje.
Polowanie po angielsku
Dużą popularnością cieszyły się również polowania za prawdziwym lisem, zającem lub innym wytropionym zwierzęciem. Były to tzw. parforsy (fr. par force), a tradycja ta przywędrowała z Anglii. Ich prekursorem był Alfred hr. Potocki z Łańcuta w II ćw. XIX w.
Na swoich obrazach chętnie uwieczniali je Wojciech, Juliusz i Jerzy Kossakowie oraz Tadeusz Ajdukiewicz. Z czasem te widowiskowe, choć okrutne, pościgi za lisem stały się obowiązkowym punktem sezonu towarzyskiego.
Parforsy odbywały się z udziałem psów gończych. Najczęściej były to charty, ogary, czarno-białe foksteriery lub beagle. Opiekę nad nimi sprawowali tzw. dojeżdżacze.
Polowania par force na dziki i lisy z udziałem ogarów organizował również chętnie hr. Mielżyński w wielkopolskim Iwnie. Do Wilanowa przyjeżdżał Ignacy Mościcki, gdzie polowano na bażanty.

źródło: NAC.pl
Moda podczas polowań
Polowanie było także pokazem elegancji. Panowie zakładali czerwony frak lub rajtrok (surdut do jazdy konnej), białe spodnie (od przełomu XIX i XX w. tzw. bryczesy), kamizelkę, plastron i wysokie czarne buty do jazdy konnej. Na głowę ubierali cylinder lub toczek.

źródło: artinfo.pl
Kobiety na początku jeździły bokiem, w czarnych sukniach zwanych amazonkami lub czerwonych, damskich rajtrokach. Nie mogły nosić biżuterii, z wyjątkiem broszki. Z czasem ich stroje stały się bardziej praktyczne – na początku XX wieku zaczęły nosić bryczesy (początkowo ukryte pod spódnicą), a po I wojnie światowej ubierały długi, luźny czarny żakiet, czerwony rajtrok, białe lub czarne damskie bryczesy, kamizelkę, bluzkę koszulową, plastron, wysokie buty do jazdy konnej i czarny cylinder, melonik lub toczek.
Zarówno kobiety jak i mężczyźni nosili skórzane rękawiczki oraz palcat myśliwski lub szpicrutę.
Czworonożni towarzysze
Psy myśliwskie były hodowane głównie w majątkach ziemskich. W Mankiewiczach Izabela Radziwiłłowa hodowała rasy springer spaniel i charty polskie, w Suchowoli na Podlasiu Sewerynowa Czetwertyńska foksteriery, a Izabela Czarnecka w Bugaju-Koźmińcu w Wielkopolsce – pointery.

Na pierwszym planie widoczny właściciel majątku Iwno hrabia Ignacy Mielżyński
i gen. Władysław Jung
źródło: nac.pl
Imiona nadawano zgodnie z wytycznymi w podręcznikach łowieckich. Imiona oddawały charakter danej rasy oraz jej temperament. Psy gończe nosiły m.in. imiona: Dyszkant, Zagraj, Dobosz, Kantor, Cymbał, Słowik czy Hałas, charty: Doskocz, Sokół, Capaj czy Łapaj, kundle i groźne brytany – Rozbój, Załeb, Ścinaj, Mężeń, Zadaj, a suki: Kabza, Duda, Skrzypka, Lutnia, Płaksa, Lotka, Cytra, Chwytka. W dwudziestoleciu międzywojennym modne stały się angielskie imiona – Rolf, Lord, Jim, Boy, Black.
Psy mieszkały w specjalnych psiarniach z kamienną podłogą i ławami wysłanymi słomą. Czasem w środku był nawet piec, przy którym zwierzęta mogły się ogrzać.
Na Kresach na lisy najchętniej polowano z chartami krymskimi – czarnymi, podpalanymi, o smukłych pysku i długiej sierści. Warto wspomnieć, że polowanie na lisy było dość trudne, z uwagi na spryt tych zwierząt oraz ich umiejętność gubienia tropu. Na zające chętnie zabierano charty, foksterriery oraz beagle. W wielkopolskim Pamiątkowie, Maciej i Helena z hr. Morstinów Koczorowskich organizowali listopadowe łowy, które przyciągały dziesiątki gości, a w Przecławiu u Reyów chętnie polowano na dziki.
Święto duszy i podniebienia
Przed polowaniem, ziemianie udawali się na mszę, gdzie powierzali się św. Hubertowi.
Nie polowano w niedziele ani święta (z wyjątkiem samego dnia św. Huberta, Wigilii i Sylwestra), a także w okresie żałoby po śmierci bliskich. Przestrzegano też zasad ochrony zwierząt: nie strzelano do samic z młodymi, nie do kuropatw na śniegu, czy bażantów na ziemi. Niedźwiedzie i żubry były pod całkowitą ochroną. Zimą zwierzęta dokarmiano w paśnikach.
Podczas takich polowań nie brakowało też wyjątkowych atrakcji, które nadawały wydarzeniu niemal magiczny klimat. W niektórych majątkach gospodarze prześcigali się w pomysłach, by uczynić dzień św. Huberta jeszcze bardziej uroczystym. W Redgoszczy Władysław Janta-Połczyński przygotował niezwykłą niespodziankę – w blasku lampionów i pochodni wzniósł kapliczkę poświęconą patronowi myśliwych. W jej wnętrzu znajdował się ołtarz ozdobiony rogami i leśnymi trofeami, a centralne miejsce zajmował obraz przedstawiający cud św. Huberta. Całość tworzyła nastrojową, niemal mistyczną scenę – połączenie religijnego uniesienia, szacunku dla natury i eleganckiego dworskiego rytuału.

źródło: artinfo.pl
Po polowaniu na uczestników czekała prawdziwa uczta. W kuchni pani domu doglądała przygotowań – dla gości bigos, dla nagonki chleb, kiełbasa i kieliszek wódki.
Przy ognisku śpiewano, grano w brydża, wspominano najlepsze strzały. Nie najważniejsza była zwierzyna, ale atrakcje, emocje oraz kontakt z naturą o różnych porach dnia. Udział w polowaniach porównywano do rytuału oczyszczającego duszę.
Ostatnie echa dawnych łowów
Dlaczego ziemianie polowali? Powodów było wiele. Po pierwsze – praktyczny: chodziło o odstrzał nadmiernego pogłowia zwierząt, co pomagało utrzymać równowagę w przyrodzie. Po drugie – sportowy i towarzyski: polowania dawały dreszcz emocji, a przy tym stanowiły świetną okazję do spotkań w dobrym towarzystwie. Nie brakowało też aspektu rytualnego i kulinarnego – zdobycz trafiała na stoły w postaci pieczeni, pasztetów czy aromatycznego bigosu. Dzięki łowom ziemianie pozyskiwali również materiały na ubrania i dekoracje: futra, skóry, wypchane zwierzęta, trofea, które zdobiły salony i gabinety. No i oczywiście – polowania były pretekstem do prawdziwej uczty, podczas której każdy mógł dobrze zjeść i wypić.
W dwudziestoleciu międzywojennym tradycje łowieckie wciąż trwały, choć powoli zmieniało się spojrzenie na myślistwo. Młodsze pokolenie zaczynało dostrzegać w nim okrucieństwo. Marceli Żółtowski z Czacza, który po doświadczeniach z powstania nie mógł już patrzeć na przemoc wobec zwierząt.





![Wiosna w ziemiańskim dworze Bułhak, Jan (1876-1950) - [Dwór w Podweryszkach] - - c8cf8890-30a4-47f8-8125-5cfb4dd9a3c7(1)](https://palacowymszlakiem.pl/wp-content/uploads/2024/03/Bulhak-Jan-1876-1950-Dwor-w-Podweryszkach-c8cf8890-30a4-47f8-8125-5cfb4dd9a3c71-580x420.jpg)
